Witajcie Kochani,
mam nadzieje, że Wielkanoc spędziliście przyjemnie i naładowaliście baterie do dalszego działania.
Na wstępie się Wam pochwalę, jako nastolatka, jak i później nigdy nie miałam problemów z trądzikiem. Nie wiem jak to jest zmagać się z tą chorobą, tak trądzik to choroba i należy udać się do dermatologa i poprosić o pomoc. Jak już wspomniałam ja takiego problemu nie miałam (zapewne to geny, mój brat również był tym szczęśliwcem, którego trądzik ominął).
Jak wiadomo pojedyncze wypryski oczywiście się u mnie sporadycznie pojawiały zwłaszcza przed okresem. Jak sobie z nimi radzić opowiem Wam kochani w innym wpisie, dziś stricte pielęgnacja. Dlaczego więc mowię o pryszczach. Już piszę.
Muszę Wam wspomnieć, że nigdy nie miałam systematycznej, dobrze dobranej pielęgnacji, kocham testować nowości i jak co mi wpadlo w oko to kupowałam i używałam. Czy to był błąd? Uważam, że nie przecież dzięki temu i obserwacji w końcu znalazłam odpowiednią kosmetyczną rutynę.
Od pewnego czasu właśnie przez okresem na mojej brodzie pojawiały się typowo wypryski hormonalne, jak wyglądają? Są to bolesne „pryszcze” (nie da się ich wycisnąć) takie grudki pod skórą. Jak się ich pozbyć? Trzeba przeczekać tak jak same się pojawiają, tak i same znikają. Ale to niestety trwa około tygodnia do dwóch.
Kiedy zaczęłam stosować moją rutynę na całe szczęście udało mi się okiełznać te „potwory” :)